list do mamy
Droga
Mamo!
Właśnie chodzi mi o słowo ,,Mamo”. Jest mi bardzo trudno mówić o tym, więc postanowiłam Ci to napisać w liście. Choć rozmawiamy codziennie, te słowa nie mogą przejść mi przez gardło. Jak wiesz, ja i Darek nie mamy jeszcze dzieci. I... swoich mieć raczej nie będziemy. Otóż, po latach chodzenia do specjalistów i sprawdzania, dlaczego nie mogę zajść w ciążę, okazało się, że jestem bezpłodna. Uwierz mi, że pisząc te słowa, mam łzy w oczach, ponieważ wiem, że nigdy nie będę nosiła pod sercem małego dzieciątka. Odkąd pamiętam ludzie mówili mi, że będę dobrą matką i mam dryg do dzieci, dlatego boli mnie to jeszcze bardziej. Zawsze marzyłam, żeby mieć wspaniałą rodzinę, składającą się z więcej niż trzech osób. Postanowiłam, że muszę jakoś wykorzystać mój dar. Zaczęłam wiele czytać na temat adopcji. Jak nie mogę urodzić, to przynajmniej obdaruję uczuciami inne, już żyjące, dziecko. Coraz bardziej zagłębiałam się w ten temat i natrafiłam na książkę „Dom malowany” Magdaleny Grycman. Postanowiłam zaryzykować, więc poszłam do księgarni ją kupić. Kiedy zobaczyłam, że ma ona 60 stron trochę się zdziwiłam, jak zapisanych tylko tyle stron może mi pomóc w podjęciu tak ważnej decyzji, a ponadto w znalezieniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Bardzo często z Darkiem rozmawialiśmy o adopcji, ale po głowie chodziły mam takie stereotypy, jak tak zwane „złe geny” u dzieci, czy to, że nie damy rady ich pokochać.
Jeszcze
tego dnia zaczęłam czytać „Dom malowany”. Okazało się, że
książka jest pisana w formie pamiętnika pani Magdaleny, która
ma
męża
Józefa, rodzonego syna Mateusza oraz dwójkę adoptowanych szkrabów,
Bartka (trzylatka) i Przemusia (czterolatka). W pamiętniku kobieta
opisuje dni, od kiedy chłopcy trafili do ich domu. Na samym początku
jest bardzo ciekawa informacja, z której dowiedziałam się również,
że coraz więcej osób jest w takiej samej sytuacji jak my. Nawet co
piąta para ma problem, żeby w naturalny sposób począć dziecko.
Były tam również podane informacje na temat stowarzyszania
„Nasz-Bocian”. Organizacja zajmuje się pomocą rodzinom,
udzielają porad, dzielą się doświadczeniem i co najważniejsze
wzajemnie się wspierają. Napisałam na stronie „Nasz-Bocian” o
swoich wątpliwościach. Parę osób ze stowarzyszenia odpowiedziało
mi, że mieli podobne myśli i polecili mi przeczytać tę właśnie
książkę.
Bardzo mi się podoba, że zostało tam opisane, jak chłopcy się aklimatyzują i związane z tym ich zachowania. Jak to bywa w życiu, autorka opisuje nie tylko te miłe zdarzenia, jak na przykład nazwanie przybranych rodziców „tatą” i „mamą”, ale i te przykre - że jeden z synków na początku sprawiał im kłopoty przez swoje zachowanie.
Bardzo mi się podoba, że zostało tam opisane, jak chłopcy się aklimatyzują i związane z tym ich zachowania. Jak to bywa w życiu, autorka opisuje nie tylko te miłe zdarzenia, jak na przykład nazwanie przybranych rodziców „tatą” i „mamą”, ale i te przykre - że jeden z synków na początku sprawiał im kłopoty przez swoje zachowanie.
Wszystko
zaczyna się 26 marca 1999 roku. Czytając, zastanawiałam się, co
robiłam tego dnia. Czy dla mnie również ten dzień coś znaczył,
czy był po prostu jednym z 365 dni roku? Doszłam do wniosku, że to
był najzwyklejszy piątek. Cytat dnia brzmiał: „Na tym świecie
pewne są tylko śmierć i podatki” - Benjamin Franklin. I tyle
mogę powiedzieć na temat tego dnia z mojej perspektywy. Pomyśleć,
że dla rodziny Grycmanów był to tak ważny dzień, można go
porównać do narodzin.
Utwór
Magdaleny Grycman przeczytałam w dwa popołudnia. Czytałam tak
długo tylko dlatego, że przez łzy, spływające po moich
policzkach, trudno mi było się skupić. Dla mnie, to, co przeżywała
ta rodzina, jest niesamowite - tyle radości, smutku, chwil
zwątpienia, ale nigdy nie opuszczała ich miłość do dzieci i do
siebie nawzajem.
Na
pewno wielkim atrybutem tej książki są rysunki chłopców, głównie
przedstawiające domy (praktycznie rysowali oni tylko domy). Jestem
wdzięczna pani Magdalenie za to, że opisała reakcje członków
rodziny na wiadomość o adopcji. Darek mówi, że już chyba pora
powiedzieć Kaśce i Baśce o tym, co się u nas dzieje. W końcu
powinny wiedzieć coś tak ważnego o siostrze i o naszych
planach. Myślimy nad dzieckiem w wieku Bartka i Przemka.
Chcielibyśmy, żeby było małe, ale co do płci jeszcze nie
podjęliśmy decyzji. Mam pewne obawy co do tego, ponieważ czytając
przez co przechodziła autorka, momentami zastanawiała się, czy
jest dobrą matką, czy wychowa ich na ludzi. A co jak mnie również
przerośnie to zadanie? Kobieta, będąc w ciąży, przygotowuje się
psychicznie na bycie rodzicem. W głowie mam wielką niewiadomą.
Jedno jest pewne, bez wsparcia rodziny nikt daleko nie zajedzie. I
widzę, jak to jest ważne. Kiedy państwo Grycman chcieli wyjechać
na weekend, by odpocząć, bo jednak wychowują trójkę chłopców,
a w dodatku w ich życiu przydarzyła się bardzo smutna sytuacja,
niestety stracili córeczkę. Ich rodzice zajęli się chłopcami, a
starszy syn im pomagał, chociaż w momencie adopcji był już
pełnoletni i opiekował się maluchami. Był tam opisany przykład,
kiedy do Mateusza przyszli znajomi, a młodsi bracia wchodzili do
jego pokoju i troszkę mu przeszkadzali, nie wyrzucił ich za drzwi,
a zaczął się z nimi bawić. Jestem pełna podziwu dla tego
chłopaka, bo on też znalazł się w trudnej sytuacji. Jednak
przestał być jedynakiem, a do tego jeszcze stał się starszym
bratem takich malców.
Zaczęłam
szukać informacji o pani Magdalenie i okazało się, że później
wraz z mężem adoptowali jeszcze dwie dziewczynki, Olę i Darię, o
których powstała kolejna książka „Dom na nowo
malowany” - na pewno po nią sięgnę w najbliższym tygodniu. Może
się to wydawać dziwne, że tak bardzo zaczęłam się interesować
tematem adopcji. Przez całe życie myślałam o tym, że będę mamą
i sama urodzę. Ta wiadomość spadła na mnie tak znienacka, że
dosłownie utraciłam grunt pod nogami, postanowiłam spełnić swoje
marzenie o dużej rodzinie. Czy to jest ważne, czy dziecko jest
adoptowane, czy nie. Jak dla mnie nie ma, chcę po prostu podzielić
się moją miłością z kimś, kto potrzebuje, a wręcz jej
pragnie. „Dom malowany” naprawdę otworzył mi oczy, że w
domach dziecka czekają dzieci, które marzą o prawdziwej rodzine i
cieple rodzinnego domu…
Tę
część piszę nieco później. Postanowiliśmy:
Chłopiec
lat 7, Antoś.
Czekamy
na zgodę sądu i dopełnienie reszty formalności.
Tak!
zostaniemy rodzicami, Antoś od drugiego miesiąca życia był w
ośrodku adopcyjnym. Kiedy to usłyszałam, serce zaczęło mi się
krajać. Jest zdrowym dzieckiem, które po urodzeniu matka zostawiła
w szpitalu, od tamtej pory czekał na rodzinę.
Pierwsza
część listu została napisana dokładnie dwa lata temu. Po
skończeniu pisania wzięłam książkę do ręki, usiadłam z mężem
na kanapie i zaczęłam mu ją czytać na głos. Jak wiesz, jest on
bardzo twardym mężczyzną, kiedy na jego policzkach zaczęły
pojawiać się łzy, wiedzieliśmy, że oboje chcemy doświadczyć na
własnej skórze rodzicielstwa ze wszelkimi dobrymi i złymi
aspektami. Wzięliśmy komputer do ręki i zaczęliśmy szukać, od
czego mamy zacząć. Woleliśmy nic nie mówić, bo nie byliśmy
pewni, ile to potrwa, a w dodatku sami staraliśmy się jakoś ułożyć
tę sytuację w głowach, przygotować wszystko i co najważniejsze -
znaleźć dziecko. Mamy świadomość, że bardzo długo to przed
Tobą i resztą rodziny ukrywaliśmy. Powiem szczerze, że gdybym nie
miała przy sobie kochającego męża nie wytrzymałabym z tym sama.
Tak jak w książce, Józef był wielkim oparciem dla Magdy,
tak ja miałam wsparcie Darka.
Postanowiliśmy, że nie będziemy przekonywać Antosia, że jest naszym biologicznym synkiem, ale na pewno będziemy go nazywać synem i kochać tak samo, a nawet bardziej. Podobnie postąpili Grycmanowie. W dodatku kupiliśmy parę książek na ten temat adopcji, jedna z nich już samym tytułem - „Kiedy bocian nie przyleci, czyli skąd się biorą dzieci” Agnieszki Frączek - podbiła moje serce i wiedziałam, że przeczytam ją mojemu dziecku.
Postanowiliśmy, że nie będziemy przekonywać Antosia, że jest naszym biologicznym synkiem, ale na pewno będziemy go nazywać synem i kochać tak samo, a nawet bardziej. Podobnie postąpili Grycmanowie. W dodatku kupiliśmy parę książek na ten temat adopcji, jedna z nich już samym tytułem - „Kiedy bocian nie przyleci, czyli skąd się biorą dzieci” Agnieszki Frączek - podbiła moje serce i wiedziałam, że przeczytam ją mojemu dziecku.
Mamo,
ten list wręczę Ci godzinę przed przyjazdem chłopaków, chcę
żebyś wiedziała, iż ta cała tajemnica była
nam bardzo potrzebna. Mam nadzieję, że tak jak my, pokochasz Antka
i będziesz go uważała za wnuka, tak jak dzieci Baśki
i Kaśki. W przyszłości planujemy powiększyć naszą rodzinę o
jeszcze jakiegoś szkraba. Jak na razie mamy pieska Erosa
i naszego kochanego synka Antosia.
Mamo,
wybacz mi!
Podpis
P.S.
Jeszcze raz przepraszam Cię za wszystkie tajemnice. Znalazłam
ostatnio taki piękny cytat: „Co to znaczy być adoptowanym - to
oznacza, że wyrosłem nie w brzuchu mamy, ale w jej sercu”.
recenzja książki za którą otrzymałam wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie
Kraków,
20 grudnia 2015 - 20 grudnia 2017 roku
Wzruszyłam się. Aż nie wiem co napisać. To jest piękne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Monia z onalubi.com
dziękuje również pozdrawiam
Usuń