Mała draka w fińskiej dzielnicy

 


Coraz bardziej zaczynam nie lubić książek, które czyta się za szybko. Bo jak to tak można pisać, by wartka akcja porwała czytelnika i nagle z malutkimi łezkami w oczach okazuje się, że to koniec. „Mała draka w fińskiej dzielnicy” pióra Marty Kisiel to opowieść, która na dobre przekonała mnie, że chcę poznać więcej książek tej autorki. Bo jak w jednej książce można zmieścić tyle rzeczy: przeróżne sekrety rodzinne, genialny wątek mitologiczny, szalone babcie, które przełamują stereotyp starości i pokazują, że młodość i wigor nigdy się nie kończy, nawet jak dobiega kres co innego. A do tego wszystkiego jeszcze gadający chodnik. Tej mieszanki wybuchowej po prostu nie możecie przegapić. Książki tego typu bez bohaterki „babci” to nie byłoby to, a tu mamy aż 5, no czego chcieć więcej. I co najważniejsze bohaterowie są tak bardzo sobą, że aż można spokojnie uwierzyć, że taki Bambi prowadzi swój sklepik w małej zapomnianej przez większość ludzi miejscowości.

To jest ta powieść, przy której nie będziecie się zastanawiać: co czytacie, tylko czy naprawdę kończycie już książkę, a dopiero się ją zaczęło.

Cóż mogę powiedzieć, że takiej draki to jeszcze fińska dzielnica nie widziała.

Komentarze

Popularne posty